Wspomnienia o Radku Zimnym

Data publikacji:
65-wspomnienie.webp
Wspomnienia o Radku Zimnym

«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8). Kiedy patrzę na fotografię Radka Zimnego, przychodzą mi na myśl te niezwykłe słowa. Budzą one nadzieję na szczęśliwy finał przygody z życiem mojego rówieśnika.

W jednym ze swoich hymnów Piwnica pod Baranami śpiewa: „Przychodzimy, odchodzimy, cichuteńko na paluszkach…”. Tak przeżył swoje krótkie i pozornie zwyczajne życie. Nie dokonał w nim bohaterskich czynów. Nie miał na to czasu, zajęty obdarzaniem bliźnich miłością. Nie bratał się z silniejszymi, nie szukał w życiu dróg na skróty. Mozolnie dzień po dniu starł się być przyzwoity. Kochał żonę i swoją córeczką, rodziców, brata, młodzież. Potrafił przebaczyć największe świństwo. W każdym widział dobro. Stawiał głównie piątki i czwórki, przekonany, że raczej należy nagradzać niż karać. Był łagodny, łagodnością płynącą z miłosierdzia.

Nigdy nie odmawiał, gdy ktoś go poprosił o pomoc. Czasem tylko, z właściwą sobie skromnością, wyrażał obawę czy będzie wstanie sprostać oczekiwaniom proszącego. Nie lubił błyszczeć, nie szukał sławy czy rozgłosu. Gdy jednak dał się przekonać Markowi Kozłowskiemu do wzięcia udział w sympozjum o stanie wojennym, jego wystąpienie połączone z multimedialną prezentacją o „Ikonografii stanu wojennego” trzymało w napięciu, wypełnioną po brzegi salę gimnastyczną, od pierwszej do ostatniej minuty. Kiedy skończył usłyszał rzęsiste oklaski. A klaskali zarówno bohaterowie stanu wojennego jak o. Stefan Dzierżek SJ, jak i młodzież znająca te czasy tylko z lekcji historii.

Radek dzielił się dobrem nie tylko z rodziną, uczniami czy kolegami, ale znajdował również czas na zaangażowanie w życie parafii pw. Narodzenia NMP na Zagorzynku. Pomagał prowadzić świetlicę dla dzieci i młodzieży, angażował się w organizację spotkań klubowych, współtworzył parafialną stronę internetową.

Jego pasją w ostatnich latach życia stała się fotografia. Unieśmiertelniał za pomocą swojego aparatu to, co ulotne, jakby chciał zatrzymać ulatujący czas.

Radek był dobrym nauczycielem i wychowawcą, wzorowym mężem i ojcem. Gdy dotknęła go choroba nowotworowa podjął z nią heroiczną walkę. Kiedy następowała poprawa, wracał do pracy, angażował się w działalność społeczną, rozpoczął studia podyplomowe. Gdy okazało się, że tej walki wygrać nie może, przyjął to z godnością. Miał to szczęście, że w tej najtrudniejszej próbie otaczała go miłość rodziny oraz towarzyszył mu mądry i wrażliwy kapłan. A jednak pogodzić się ze śmiercią, gdy ma się trzydzieści parę lat, pogodzić się z myślą, że nie będzie się towarzyszyć ukochanej córce w jej wchodzeniu w dorosłe życie, jest potwornie trudno. Po ludzku jest to wręcz niemożliwe. A on tego dokonał. Odszedł bez obrażania się na Pana Boga, bez złorzeczeń. Umarł pięknie, jak rzadko się dzisiaj umiera - w rodzinnym domu, trzymany za ręce przez najbliższą rodzinę.

Halina Poświatowska, w „Opowieści dla Przyjaciela" pisała: „Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc”. A jednak wbrew gorzkim słowom poetki, są na ziemi puste miejsca, są ludzie, których nie da się pogrzebać w pamięci. Pamiętają Radka wdzięczni uczniowie, dla których był mistrzem, osierocona rodzina, przyjaciele i koledzy. Gdy uczę w jego klasie i zmrużę oczy, widzę go jak tłumaczy młodzieży losy Polski. Kiedy siedzę na jego miejscu w pokoju nauczycielskim, ciągle czekam, że przyjedzie i usiądzie koło mnie. A jednak, chociaż drzwi się ciągle uchylają on nie nadchodzi. Kiedyś się jednak spotkamy. Za lat ileś, gdy pójdę tam, gdzie on przebywa od roku. Usiądę koło niego i będziemy wspólnie milczeć. Bo jak wyrazić w słowach to, co niewyrażalne?

Paweł Pawlaczyk